Co to jest “niedaś”? To bezwzględny osłabiacz naszej wewnętrznej mocy. “Skrzydłapodcinacz”. “Energiopochłaniacz”. Potężny wróg sprawczości i wpływu.
Czy znacie sytuacje, w których zewsząd słychać “Nic się nie da zrobić”, “To się nie uda”, “Nie mam na to wpływu”, “W Polsce to…”, “Ludzie to…”, a wszystko wokół w narracji, że my sami, jak te owce między wilkami. Wokół ciemność i mrok. Świat przeciw nam. Okoliczności niesprzyjające. Wpływu na cokolwiek brak. Można jedynie kiwać głową i starać się przetrwać.
I nagle pojawia się ktoś, kto nie chce jedynie trwać, tylko ŻYĆ – przez duże Ż. Działa, jest aktywny, szuka rozwiązań, nie poddaje się. Normalnie wariat. Albo szczęściarz. Bo przecież to niemożliwe, że w życiu zwykłego człowieka, tak po prostu się da. Że może się udawać. Że można realizować swoje plany, spełniać marzenia i krok po kroku dostawać od życia dokładnie to, czego się chce. “To się nie da” – powiedzą jedni. “To jakieś oszustwo” – powiedzą inni. “To dlatego, że ma farta”, “Efekt niepewny”, “Lepiej jest tak jak jest”. Itp. Itd.
I ja doświadczyłam wielu “niedasiów” w moim życiu. Płynęły strumieniem z różnych źródeł. Wypływały z troski i braku wiary. Z niepewności i z lęku.
***
Gdy 10 lat temu postanowiłam zrezygnować z pracy w korporacji, zrezygnować ze stabilnego, dobrze płatnego stanowiska w międzynarodowym zespole, a to wszystko na rzecz pisania książek dla dzieci i warsztatów z komunikacji, moje otoczenie pukało się w głowę. “Jak to będziesz książki pisać?”, “Jak chcesz robić warsztaty i to jeszcze z komunikacji?”, “W Polsce znalezienie wydawcy graniczy z cudem”, “Nie rzuca się wszystkiego z dnia na dzień. Bądź poważna i dorosła”, “Może jeszcze się zmieni w tej pracy”, “To po to uczyłaś się trzech języków obcych, żeby teraz z tego zrezygnować?”
Gdy już napisałam pierwszą książkę życzono mi powodzenia, ale bez szczególnej nadziei na znalezienie wydawcy. Pukałam od drzwi, do drzwi. Osobiście zostawiałam moje rękopisy, słysząc zwrotnie: “W Polsce więcej osób pisze, niż czyta”, “Takich osób jak pani, mamy setki dziennie”.
Gdy już znalazłam wydawcę i skakałam do góry z radości w wszechogarniającym mnie zachwycie, słyszałam (od samego wydawcy), że “książki kiepsko się sprzedają” i że “rynek taki strasznie trudny”.
Gdy już sprzedaliśmy z mężem cały nakład pierwszej książki (nie biorąc pod uwagę, że się nie da), a ja w międzyczasie napisałam drugą, już wiedziałam, że książki nie sprzedają się, gdy samotnie leżą w hurtowni, a świat o nich nie wie.
Gdy w tym okresie rozwijałam się w zakresie szkoleń z komunikacji, robiłam szkołę trenerską i wpuszczałam Porozumienie bez Przemocy do mojej rodziny i relacji z dziećmi, słyszałam, że “to ciekawe metody, ale”, że “NVC działa, bo u mnie starsza dziewczynka, a młodszy chłopiec, a w innej konfiguracji już by się nie udało”, że “póki dzieci są małe, to jeszcze, ale potem bez kar się nie obejdzie”, a że w ogóle “pytanie dzieci o to co czują i czego chcą, jest bez sensu i bezcelowe” i że “trzeba oczekiwać i wymagać”.
Gdy moja córka zerwała ścięgno w palcu serdecznym, słyszałam że można palec na całej długości rozciąć i wielką bliznę zostawić. Można też nic nie robić, ale zgięcie zostanie, więc na pianinie dziecko już nie pogra. Gdy chciałam, by mogła mieć zabieg unieruchomienia ścięgna usłyszałam, że takich zabiegów dzieciom się nie robi, ponieważ nie ma anestezjologa.
Gdy mój syn i jego klasa mieli kłopot z nauczycielem wiodącego przedmiotu, który robił podstawowe błędy merytoryczne, a potem ich bronił wprowadzając zamęt w głowach dzieci, słyszałam że nie ma nauczycieli tego przedmiotu i że nic się nie da zrobić.
Dziś po zerwanym ścięgnie nie ma śladu, a serdeczny palec jest sprawny, jak przed wypadkiem. Bez milimetra blizny. Córka nie gra na pianinie, ponieważ nie jest to jej zainteresowanie, a nie dlatego, że nie może. W każdej chwili może wrócić do grania.
Dziś klasa mojego syna ma nauczyciela z powołania, z prawdziwą pasją nauczania i wiedzą jak to robić. Z takim sposobem uczenia, że dzieci po prostu chcą się uczyć.
Dziś słyszę też, że mam wyjątkową relację z dziećmi. Czytam w ankietach, że szkolenie było boskie i życie uczestnika się zmieniło. Dochodzą do mnie słuchy, że książki rodzinnie się pochłania i są och i ach.
I wtedy oddycham z ulgą, że nie uległam “niedasiom”.
Choć był i jest to proces wielu nieprzespanych nocy, napięcia, stresu, zżymania się i szukania siebie, widzenia bliskich, dokonywania trudnych wyborów – niejednokrotnie pod prąd, warto to robić.
Warto zaufać sobie.
Bo my naprawdę wiemy, co jest najlepsze dla nas i naszych rodzin. Gdy o tym pamiętamy, gdy dajemy sobie prawo do podążania za tym, czego chcemy, gdy słuchamy czego chcą nasi bliscy – nie może być źle. Tylko dlatego, że działamy wtedy z poziomu odwagi i miłości, zostawiając lęk daleko za sobą.
Warto się nie bać. Warto próbować. Warto mieć wpływ i MOC. Warto się czasem wysilić, by chwycić idealną wizję swojego ŻYCIA.
“To nie jest tak, że jesteśmy szczęśliwi, gdy coś się nam udaje. To jest tak, że nam się udaje, bo jesteśmy szczęśliwi”:)
Jeśli spodobał Ci się ten tekst możesz wysłać go swoim bliskim oraz znajomym. A jeśli potrzebujesz wsparcia, jestem do dyspozycji. Pozytywne Relacje to:
Konsultacje Rodzicielskie
Terapia IFS:
Program Mocy dla Mam – Rodzicielstwo lekkości – NAJBLIŻSZA EDYCJA STARTUJE 18.10.2021 WE WROCŁAWIU. Jeszcze można dołączyć do grupy
Warsztaty NVC
Książki dla Dzieci
Rozgość się:)