Przyjrzyj się książkom Twojego dzieciństwa, a być może z czymś się spotkasz…
Gdy byłam dzieckiem i nastolatką bardzo dużo czytałam. Czytelnicza przyjemność została ze mną do dziś. Chcąc oderwać się w czasie wakacji od książek związanych z pracą, postanowiłam zagłębić się w to, co pochłaniałam mając naście lat. I tak trafiłam na audiobooki Hanny Ożogowskiej. Książki były pisane przez autorkę w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Jeszcze nie było mnie na świecie. Moi rodzice chodzili do początkowych klas szkoły podstawowej. Dziadkowie pracowali. Dziś, słuchając jako osoba dorosła, audiobooków Ożogowskiej zobaczyłam w jak innym świecie żyli moi dziadkowie, w jak innym świecie wzrastali moi rodzice, w jakim świecie ja się urodziłam i jak diametralnie inne mam obecnie wyobrażenie na temat relacji między dorosłymi i dziećmi. I zupełnie nie chodzi o to, by mówić, że kiedyś było źle, a dziś jest dobrze, choć uważam, że obecny poziom świadomości rodziców i ludzi w ogóle, jest coraz wyższy, co bardzo mnie cieszy. Ten tekst jest o tym, że dziś potrafię sobie wyobrazić, że starsze ode mnie pokolenia mają trudność ze zrozumieniem mojego pokolenia i odwrotnie. Nie wynika to zupełnie ze złej woli, z braku chęci tylko ze świata w tu i teraz, w którym żyjemy i w którym oni żyli kiedyś. Uwielbiałam książki Hanny Ożogowskiej. Przeczytałam wszystkie. “Ucho od śledzia”, “Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek”, “Za minutę pierwsza miłość” i inne. Kto zna, ręka do góry. Dziś słucham tych książek z zainteresowaniem śledząc historie, których nie pamiętam, a jednocześnie włosy stają mi na głowie ze zdumienia. To co łączy te książki to bardzo silne dzieci, przejmujące na siebie mnóstwo odpowiedzialności za dobrostan rodziny – zarówno emocjonalny jak i materialny i słabi dorośli, którzy skupieni są na trudach swojej codzienności. Zamiana ról. Wszechobecna. Bliska. Tak naturalna, że wchłaniana z każdym wdechem. Niepodważalna. Przekazywana od jednych do drugich każdego dnia, w opowieściach, w spotkaniach rodzinnych, w codziennych sytuacjach. Dorosłe dzieci i dziecinni dorośli. Tosia i Tomek z “Dziewczyny i chłopaka…” nie mogą denerwować tatusia, bo gdy jest zły, jest niedobrze. Tatuś jest zdziwiony, że gdy jego żona wyjeżdża do sanatorium, jego córka (lat 13) nie przygotowała mu śniadania: “Żebym to sam musiał sobie jajka smażyć”. Mamusia specjalnie prosi dzieci, by na ojca uważały i niego dbały. Tomek, lat 14, zajmuje się całą ferajną dzieciaków na wakacjach, gdy jego ciocia jest w pracy. Ustala role, kto sprząta, kto gotuje, kto do kur chodzi. Wszystkim zajmują się dzieci – jego kuzyni, jeszcze młodsze od niego. W “Uchu od śledzia” mamy głównego bohatera Michała, którego mama przywozi do swojego brata do Warszawy. Sama wyszła drugi raz za mąż. Ojczym pije i awanturuje się, dlatego lepiej zabrać mu Michała z oczu, by nowego męża nie prowokować. Gdy chłopiec (14 lat) nie może się doczekać wizyty w domu na Wielkanoc (by obejście ogarnąć, domową robotę wykonać, mamie materiał na sukienkę kupić, rodzeństwo lizakami ucieszyć), dostaje paczkę i list, by nie przyjeżdżał. Wstydzi się tego, jest mu bardzo trudno. Dorośli, z którymi mieszka mówią, że trudno, że takie jest życie, że widocznie mama miała ważny powód. W powietrzu jest mnóstwo zdziwienia dlaczego chłopiec ucieka z domu na całe dnie i wraca jedynie na noc. “Niedobry jest, lepiej się z nim nie zadawać” – słyszy “dobrą radę” jego rówieśnica Agnieszka. W tym samym czasie osobie dorosłej we współdzielonym mieszkaniu ginie pies i wszyscy zauważają, jak jego właścicielce jest źle. Michał ratuje psa, znajdując go na pobliskim placu budowy. Sam tłumi swoje emocje, nie pokazuje że cokolwiek go dotknęło. Mama przyjeżdża i tłumaczy, że przekonywała ojczyma by się zgodził na przyjazd Michała, ale niestety. Zgody nie było. “Co ja mogę”, “Tak to już bywa”, “Trzeba sobie radzić”, “Nie ma co narzekać” kręcą bezradnie głowami dorośli. W tym samym czasie dzieci upiększają świat, z którym dorośli sobie nie radzą. Proste rzeczy. Sadzą kwiaty na balkonie. Myją okna. Czyszczą wspólny stół. Wieszają firanki, na które dorosła ciocia machnęła ręką. Uczą się i są posłuszne, by dorosłym nie narobić wstydu, by nie sprawiać kłopotów. Najlepsze dzieci to te miłe, które do pracy się wyrywają i są dla rodziców “wyręką i pociechą”. Takie, które starszych szanują i o nic dla siebie się nie dopominają. Świat wywrócony do góry nogami. Zamiana ról, to nie jest kwestia pomagania w domu. Zamiana ról, to zamiana odpowiedzialności za rodzinę. Przerzucenie jej z dorosłych na dzieci. Chodzenie na paluszkach, bo dorosły nie radzi sobie z własną złością i gniewem. Unikanie kontaktu, bo nigdy nie wiadomo, za co można zebrać cięgi. A przecież dorosły ma prawo się unieść. Aranżowanie sytuacji, by nie dopuścić, aby osoba dorosła poszła w alkoholowy cug. Bycie wyręką, spełnianie wyobrażonych oczekiwań dorosłych, aby tylko było im łatwiej i lepiej. W drugą stronę to nie działa. Owszem jest dach nad głową i pożywienie. Wikt i opierunek w mozole zdobywany. “Bo tatusiowi jest ciężko”, “Bo mamusia nie daje rady”. A czy ktoś myśli o tym, jak w tym wszystkim czuje się zależne materialnie i emocjonalnie dziecko? Co przeżywa, gdy się je odrzuca za niewygodne dla dorosłych zachowanie? Co się dzieje w jego wnętrzu, gdy w trosce o rodzica tłumi swoje uczucia? Jaki wpływ na jego życie ma dorosły, który przyciąga i odpycha. Jak czuje się dziecko widząc, że jego opiekunowie są tak bezradni, że sam musi się zająć sobą? Ile wysiłku to kosztuje? Uśmiechanie się, ukrywanie kłopotów, bycie silnym, zaradnym i wspierającym. Jest jednak nagroda. Akceptacja i uznanie. A akceptacja i uznanie to bezpieczeństwo, przynależność, wspólnota. I dlatego dziecko wszystko dla nich zrobi. Nawet poświęci samego siebie. To dziecko, które nie wprasza się do świata, ale jest do niego zapraszane, powoływane do życia. Gość, który gdy nie spełnia oczekiwań dostaje skwaszone spojrzenie okraszone rozczarowaniem. Jak czuje się taki gość? Odwrócenie ról, przywrócenie ich stanu od góry (rodzic) do dołu (dziecko) jest bardzo trudne. Jeszcze trudniejsze, gdy nikt tego nie zauważa. Gdy za naturalne uznaje się mentalne opiekowanie się dzieci nad dorosłymi i jeszcze nagradza je dobrym słowem. Odwrócenie ról wymaga ogromnej zmiany w myśleniu rodzica. Realnego zauważenia dziecka. Zbudowania wewnętrznej świadomości i odpowiedzialności za relację. Przyjęcia, że odpowiedzialność to wysiłek i że przynależy on dorosłemu, a co za tym idzie życie staje się bardziej wymagające. Odwrócenie ról może też wymagać zmierzenia się z poczuciem winy – żaden rodzic nie chce skrzywdzić swojego dziecka. Lecz tu nie o winę, lecz odpowiedzialność się rozchodzi. Rodzica względem dziecka. By dziecko mogło być odpowiedzialne za własne dzieci, a te za swoje. Droga w przód, a nie w tył, do przeszłości. By odwrócić role dobrze jest też zdjąć z ołtarza własnych rodziców, pokoleniową starszyznę. By nie musieli być święcie. By mogli być ludźmi. Fakt, że “chowali jak umieli” nie sprawia, że ich pomyłki, brak uważności, nie były dla dziecka bolesne. I też nie jest tak, że przez pomyłki i brak uważności stali się złymi rodzicami. Pewne rzeczy się udały, a inne nie. I to jest ok. A gdy jest ok, można o tym porozmawiać i usłyszeć siebie nawzajem. Również to, co trudne i bolesne. Bez oskarżeń i wyrzutów sumienia. Bez kolejnego odrzucenia. Dorosłe dzieci i dorośli rodzice. W tu i teraz można odwrócić role i wrócić do normalnego, od góry do dołu, stanu. Zostaliśmy przecież powołani do przyszłości, a nie przeszłości. Do świata i dla świata. By w nim wzrastać, by go budować, by wnosić w niego to, co mamy najlepsze. By troszczyć się o własne dzieci, zapraszając je odpowiedzialnie do naszych rodzin. By je widzieć i by je słyszeć. Niesienie w tym czasie na plecach własnych rodziców, to po prostu za dużo. Rodzice są duzi. Są dorośli. I to ich zadanie, by umieć sobie poradzić. A pomagać możemy sobie rodzinnie, poza wspieraniem “Co ja mogę”, “Tak to bywa”, “Nic nie poradzę”, “Nie umiem” , “Nie wiem”, “Taki jestem i to się nie zmieni”. Więc może drodzy dorośli “ucho od śledzia” i damy radę, prawda? A czytać książki będziemy dalej, jako ciekawostkę, ale już jak inną od naszej codzienności. Bez parentyfikacji. Dorosła odpowiedzialność jest fajna. A wtedy dzieciństwo i relacje z rodzicami stają się paliwem na całe życie. Na każdy dzień. Bardzo jestem ciekawa, jak to widzicie. Napiszcie, jeśli macie chęć. Uściski! Małgosia |
Jeśli spodobał Ci się ten tekst możesz wysłać go swoim bliskim oraz znajomym. A jeśli potrzebujesz wsparcia, jestem do dyspozycji. Pozytywne Relacje to: Konsultacje Rodzicielskie Terapia IFS Program Mocy dla Mam – Rodzicielstwo lekkości Warsztaty NVC Książki dla Dzieci Rozgość się:) |