Miłość zaklęta w poczuciu winy.

Strona główna » Miłość zaklęta w poczuciu winy.
Miłość zaklęta w poczuciu winy.

Kiedyś myślałam, że wyrzuty sumienia są wewnętrznym kompasem prowadzącym przez to co dobre i złe. Dziś wiem, że wina jest największą blokadą miłości.

“Czuję się winna”, “noszę w sobie wielkie poczucie winy”, “mam straszne wyrzuty sumienia, “to moja wina”, “to twoja wina”, “kto jest winny?”

Wina odmieniana przez przypadki. Codziennie, nieustannie, we wszystkich grupach wiekowych i społecznych. Często niewypowiedziana, ale duszona w sobie. Smakowana kropla, za kroplą. Wypełniająca goryczą nasze serca i myśli. Czasem dawkowana, wpuszczana przez “autorytety”, głos społeczny. Błąd, występek, niedopatrzenie, grzech, wina, kara.  Zaklęty krąg bólu i cierpienia. Pułapka. A w niej strach i wstyd i myśli, które wbijają w ziemię.

Czym jest poczucie winy?

Zaczyna się od zacisku na poziomie ciała. W klatce piersiowej, w brzuchu, w gardle. Jak gdyby jakieś wewnętrzne zduszenie sprawiało, że kulimy się w sobie. Dzieje się tak, ponieważ za winą kryje się głęboki lęk i wstyd. Potężne uczucia, których doświadczanie przytłacza. Uczucia, które potrafią zalać nas swym ogromem i odciąć od świata. Uczucia, które albo każą się nam ukryć, by nikt nie zauważył tego, co doświadczamy, albo wywołują w nas kompulsywne zachowania, by choć przez moment ich nie czuć. 
Czasem poczucie winy i wstyd połączony z lękiem są tak wielkie, że odbierają nam oddech.

“Zawiodłem”, “nie spisałam się”, “jestem złym człowiekiem”, “zasługuję na karę”, “nie zasługuję by żyć”, “nie jestem wart miłości”, “zasługuję na odrzucenie” – to tylko kilka narracji, które pojawiają się w głowie osoby, która czuje się winna. Gdy myślimy o dzielnych dorosłych, którzy z odwagą mierzą się ze światem, moglibyśmy powiedzieć, by po prostu odrzucili te myśli, jako zbędny i niepotrzebny balast. Trudność jednak polega na tym, że gdy jesteśmy dorośli myśli te są często w nas zakorzenione, jak byśmy mieli wszczepiony mechanizm wstydu, winy i zasługiwania na karę. Samobiczowanie doprowadzone do perfekcji. Zasiane, gdy byliśmy mali, lub nieco starsi. Zawsze w kontekście tego, że nie daliśmy rady spełnić oczekiwań, stanąć na wysokości zadania, sprawić by ktoś był szczęśliwy, być wystarczająco dobrym.

Czy gdy noszę w sobie poczucie winy mam otwartość na drugiego człowieka? Czy mogę przyjąć go w tym w czym jest? A może chcę idealnego świata, którego nie muszę “ratować” ze smutku, niezgody, cierpienia i tym samym wchodzić na potencjalne pole minowe porażki, bo przecież może mi się nie udać. A wtedy znów mogą pojawić się myśli, że jestem niewystarczający. Myśli, których tak bardzo nie chcę.

Czy osoba, która jest “nie taka jak trzeba” zasługuje na miłość? Czy można kochać kogoś takiego? Czy taka osoba umie przyjąć miłość?
Może być jej bardzo trudno. Nie dlatego, że jest zła, a miłość powinna omijać ją szerokim łukiem, tylko dlatego że taka osoba może bać się miłości. “Nie zasługuję na tyle uczucia”, “nie jestem wystarczająco dobra, by mnie kochać”. Czy przyjmę miłość bez napięcia, gdy noszę w sobie takie myśli? Czy będę potrafiła / potrafił kochać samego siebie i z lekkością dzielić się moją miłością z innymi? Czy będę potrafiła kochać, czy raczej uczucie miłości będzie mnie przytłaczać? 

Czasem wewnętrzne poczucie winy jest tak ogromne, że nasz system ochronny wypiera je do podświadomości. Pozornie wszystko się układa. Rodziny funkcjonują, praca się wykonuje, dom prowadzi. I tylko jakaś szorstkość wisi w powietrzu. Nieobecność. Zbliżanie się i odchodzenie. Otwieranie na bliskość i nagła ucieczka, gdy już za dużo. Lepiej bowiem, być daleko i nie stracić, niż doświadczać bólu, że nie udało się utrzymać, że się zawiodło. Zaklęte koło tęsknoty za miłością, by poczuć że jesteśmy jej warci i uciekania przed nią. Na wszelki wypadek.  

W tym kontekście myślę też o dziedziczonym poczuciu winy.
Z pokolenia na pokolenie. Wielu z nas ma zapewne w swoich rodzinnych historiach tematy wojenne. Ból, cierpienie, strata, rozpacz. Rodzice, którzy stracili dzieci, a sami ocaleli. Dzieci, które straciły rodziców, a im udało się przetrwać. Młodzi chłopcy, dziewczęta – już w poczuciu mocy i sprawczości i z wielkim zawodem, gdy nie mieli wystarczającej siły, by sprowadzić swoich bliskich do domu. Te wszystkie osoby weszły w codzienność. Budowanie swojego życia na strzępach wspomnień, na doświadczeniach tak traumatycznych, że nie do uniesienia. Te osoby nie były zaopiekowane w tym, co przeszły. Żyły dalej. Wypierając. Nie mówiąc.

Czy poczucie winy, że im się udało, a ich bliskim znikło? Nie. Smakowali je każdego dnia. Niektórzy smakują do dziś. Nosili je w sobie, lub “przepuszczali” przez własne dzieci, wywołując w nich poczucie winy, którego nie byli w stanie sami udźwignąć. Odrzucając własne dzieci, by z lęku przed ich utratą nie zbliżyć się do nich za bardzo. Bo głęboko ukryty stwór winy, mógłby podnieść głowę. Skupiali się na zadaniach, przyszłości, udając że przeszłości nie ma. Aż do dziś.

Dziś, w niektórych rodzinach wina wychodzi na światło dzienne. Zaczynamy się jej przyglądać. Skąd się wzięła, jak długo jest obecna? Czasem jest tak wielka, że nie chcemy na nią patrzeć i odwracamy od niej wzrok. Czasem nabieramy odwagi, by spojrzeć jej prosto w oczy. Ze zrozumieniem, z przyjęciem ciężaru, który nosi. Wagi nieopowiedzianych historii, głęboko ukrytego cierpienia.

Lekarstwo na poczucie winy? MIŁOŚĆ.
Jednak najważniejsze, by zacząć od siebie. By rozpuścić blokady, myśli, głęboko ukryte przekonania o “niezasługowaniu”. By rozpuścić lęk, że nie udźwignę, gdyby znów przyszło mi się zmierzyć z tym, przed czym całe życie uciekam. By nie bać się się wstydu, ale umieć go przytulić.
By nie musieć być idealnym, by ktoś mógł nas kochać. Byśmy nie musieli być perfekcyjni, by prawdziwie kochać samych siebie.
By utulić winę, która kryje się za tym, że gdzieś, kiedyś my lub nasi przodkowie zawiedli. Tak przecież bywa. Tak się przecież zdarza. Takie jest życie.

“Nie ma czegoś takiego jak błędy. Błąd to nic innego tylko działanie, które podjęliśmy kiedyś, ponieważ nie wiedzieliśmy tego, co wiemy dziś”
Marshall Rosenberg

Może więc czas utulić wewnętrzne poczucie winy. Zastąpić je czułością. Otworzyć się na miłość. Może w pakiecie dostaniemy lekkość w w ciele, bliskość w relacjach i podszepty serca, że świat jest i może być cudownym miejscem. Bo takim możemy go stworzyć.

Przytulam z czułością i nadzieją:)

Małgosia Żółtaszek

Jeśli nosisz w sobie poczucie winy, czujesz że trudno jest Ci doświadczać miłości, bliskości, lub towarzyszą Ci trudne doznania i uczucia, szukasz sama / sam siebie i potrzebujesz wsparcia, zapraszam Cię na stronę Pozytywnych Relacji. Sprawdź, jak mogę Ci pomóc.
kontakt

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zapisz się na newsletter

Zajrzyj też na:

Więcej

Radość

Co robisz, gdy doświadczasz radości?  Skaczesz do góry? Głośno pokrzykujesz? Śmiejesz się? Tańczysz? A może starasz się ukryć radość, więc zasłaniasz usta, kulisz w sobie i próbujesz powściągnąć uczucie, które pojawia się… No właśnie, gdzie? Gdzie doświadczasz radości w Twoim ciele? W brzuchu? W klatce piersiowej?

Miłość

Czy zdajesz sobie sprawę, że miłość to nie uczucie, ale potrzeba? Dlatego, gdy kochamy doświadczamy uczuć takich jak radość, energia, spełnienie, a nawet euforia. A gdy nie spełniamy potrzeby miłości doświadczamy smutku, żalu, rozczarowania, a nawet tęsknoty, która boli na poziomie ciała. Miłość, gdy kochamy i miłość, gdy jesteśmy kochani uskrzydla

List do Wysokich Obcasów.

Czasem jest tak, że coś mnie bardzo poruszy. Ostatnio były to trzy teksty na temat wypalenia rodzicielskiego.  Mam mnóstwo zrozumienia dla rodziców – dla ich wyczerpania, zmęczenia, niekiedy zniechęcenia i wszystkich wyzwań, które potrafią przytłaczać.  Wspieram rodziców, by mogli czuć