Tak, tak. Wiem, jak to brzmi. Sam pomysł zestawienia wojskowej “fali” z wychowaniem dzieci, wydaje się czymś absurdalnym. Jednak chciałabym dziś o tym napisać, nie po to, by udowadniać sadyzm i maltretowanie [choć i to się dzieje w zaciszu domowego ogniska:( ], ale po to, by pokazać ciąg – myśmy przeżyli, więc nasze dzieci też przeżyją.
Czym jest fala? To gnębienie słabszych, nieobeznanych, nie znających reguł i będących na początku swojej drogi, przez tych, którzy już wiedzą, już przeżyli, już doświadczyli, już mają za sobą podporządkowanie i upokorzenie, przemoc psychiczną i / lub fizyczną i serwują ją dalej. “Dziadki” i “koty”.
Można by było powiedzieć – cóż takie są reguły gry. Zawsze tak było, to taka tradycja, po co to zmieniać. W końcu każdy, kto doświadczył fali przeżył, a jeśli nie, oznacza to, że był za słaby. Króluje też powiedzenie “co nas nie zabije, to nas wzmocni”. W wojsku “fala” przybiera formę skrajną, ale samo jej zjawisko, jest obecne w naszym życiu na co dzień. W relacjach z dziećmi również.
Piszę ten tekst po otrzymaniu pewnej “śmiesznostki”, wysyłanej od jednej osoby do drugiej. Filmik przesłano mi, by wywołać mój śmiech, rechot ubawienia. Spodziewano się dzielenia komentarzami typu: “patrz, jak manipuluje”, “patrz, jak go paluszek boli”, “patrz, co wymyśla, by nie odrabiać lekcji”, “mój robi to samo”, “twoje może nie, ale masz szczęście mieć grzeczne dzieci”. Tyle, że ja nie zareagowałam śmiechem. Bo ten film naprawdę nie jest śmieszny. Jednak, by to dostrzec, trzeba elementarnej wrażliwości. I tu pojawia się “fala”, która to uniemożliwia.
Wyobraźmy sobie małego chłopca – Tomka, któremu rodzice nie wierzą, traktują go z przymrużeniem oka. Gdy spełnia ich oczekiwania, z zadowoleniem kiwają głowami, ale nie za bardzo – by go nie zepsuć. Gdy sygnalizuje, że coś mu się nie podoba, następuje szybka pacyfikacja. Ośmieszeniem, zawstydzeniem, porównaniem do innych, opowiadaniem na forum sąsiadów i rodziny o lenistwie, nieporadności, łzach i słabościach. Wyobraźcie sobie tego chłopca, jak jest karcony fizycznie i psychicznie, gdy coś pójdzie nie tak, jak powinno. Zamiast wsparcia od najbliższych, otrzyma przemoc – czasem jawną, a czasem taką w białych rękawiczkach. Jednak obie formy zostawią ślad. Ranę na sercu, wspomnienie bólu odrzucenia, cierpienie związane z brakiem wsparcia, czułości i bliskości. Myśl, która rozrasta się każdego dnia: “jestem do niczego”, “nie zasługuję na miłość”, “nie można mnie lubić, akceptować”.
Co będzie robił ten chłopiec? Podda się, uznając, że nigdy nie będzie wystarczająco dobry – może wejść w używki, nałogi, lub będzie walczył każdego dnia, by zasłużyć na “głaska”. Jako osoba dorosła – pan Tomasz zapomni o małym chłopcu z dawnych lat, ale mały chłopiec nie zapomni o nim. Będzie obecny i będzie starał się dojść do głosu. Im bardziej będzie chciał to zrobić, tym większy wysiłek podejmą pozostałe części Tomasza, by mały Tomek nie został usłyszany. Pan Tomasz odetnie się od uczuć, ponieważ czucie boli. Pan Tomasz będzie wyśmiewał wrażliwość, bo gdyby to zrobił, musiałby pochylić się nad małym Tomkiem, a to wywoła cierpienie. Pan Tomasz będzie racjonalizował wszystkie przejawy przemocy emocjonalnej i fizycznej – gdyby tego nie zrobił, mały Tomek znów doszedłby do głosu.
I nagle pan Tomasz zostaje ojcem. Kogo zobaczy w swoim dziecku? Małą, bezbronną, łaknącą miłości, akceptacji, bezpieczeństwa, bliskości istotkę, skazaną na łaskę i niełaskę swoich rodziców? Czy może manipulujące płaczem stworzenie, którego nie powinno się nosić, tulić i być “na zawołanie”, bo się zbyt przyzwyczai i będzie “wymuszać”. Czy gdy maluch będzie rósł, pan Tomasz znajdzie w sobie przestrzeń, by przeprowadzić własne dziecko przez jego złość, smutek, rozczarowanie pierwszej porażki? Czy będzie obok, gdy pojawi się strach liczony na miarę dziecięcego wieku? A może wyśmieje, powie żeby nie przesadzać. Może też skarcić, tak jak karcono jego, bo “ludzie widzą i patrzą”.
Czy nie przypomina Wam to “fali”? Czy nie niesie się ona z pokolenia na pokolenie? Czy naprawdę tego chcemy dla naszych dzieci? Czy naprawdę tak boimy się poczuć to wszystko, co było i jest, że jesteśmy gotowi skrzywdzić innych – młodszych, słabszych, od nas zależnych?
“Terapia to nie wstyd” – głosi promowana kampania społeczna. To prawda. To nie jest wstyd chodzić na terapię. To wielka odwaga, spotkać się ze sobą. Przyjąć siebie w jasności i ciemności. W radości i smutku. W sukcesach i w porażkach. W szczęściu i w cierpieniu. Jeśli nie dla siebie, to po to, by zatrzymać “falę”. By nie przekazywać bólu dalej. Bo po co i w imię czego. Lepiej przecież, być wspaniałym rodzicem wspaniałego dziecka, niż wojskowym “dziadkiem”, dla swojego “kota”.
************************************************************************************************************************************************
Ze swojej strony zapraszam na warsztaty i sesje indywidualne w oparciu o Porozumienie bez Przemocy (NVC) Marshalla Rosenberga i System Wewnętrznej Rodziny (IFS) Richarda Schwartza.
Pani Małgosiu, trafnie powiedziane. Brak porozumienia między rodzicami i dziećmi często bierze sie z takiego zaprzeczania że się było kiedyś dzieckiem, albo idealizowania że się było lepszym dzieckiem, kiedy wasne zachowuje się nie tak jak byśmy chcieli. Może taka negacja dziecięcych potrzeb + idealizacja siebie w przeszłości to pragnienie dowartościowania, którego nam rodzice nie dali. Dziękuję.