Kilka dni temu, w pewnym sklepie meblarskim, byłam świadkiem następującej sceny. Przy kasie stała rodzina zróżnicowana pokoleniowo. Wiek wskazywał na relacje babciowo-rodzicielsko-siostrzane, ale równie dobrze mogły to być relacje ciotkowo-wujeczno-kuzynowskie. Dwie dziewczynki, prawdopodobnie uczennice szkoły podstawowej, starsza pani, młodsza pani i w jej wieku pan, który zziajany przybiegł do kasy trzymając w dłoni dwa pluszowe szczurki. Jeden szczurek czarny, a drugi biały. Dla dorosłych super! Dla dziewczynek nie do końca, ponieważ obie chcą białego szczurka.
Miny skonfundowane i niepewne zarówno u szczęściary z białym szczurkiem w ręce, jak i u dziewczynki pechowej, która ze spuszczoną głową ściska mocno czarną maskotkę.
Dorośli w swej dorosłej trosce, ze swojego poziomu od metra sześćdziesiąt w górę, zaczynają pocieszać i analizować sytuację:
- Nic się nie martw – perorują – ten czarny też jest śliczny.
- Lepiej żebyście miały dwa różne. Będziecie się wymieniać.
- Naprawdę nie ma powodu do zmartwienia.
Kiedy przyszło do płacenia każda dziewczynka wyciągnęła swój portfel i kupiła sobie szczurka. Rodzina odeszła od kasy.
A ja chciałabym zapytać dorosłych:
Kto z Was kupiłby sobie przedmiot, który w ogóle mu się nie podoba, tylko po to, aby się z kimś wymieniać? I jeszcze cieszyłby się tym faktem, jak przystało?