Przymierzałam się do tego tekstu sześć razy. Próbowałam w dzień i w nocy. W dobrej kondycji fizycznej i z bólem głowy. W ogarniającym mnie porządku i w bałaganie.
Chciałam przekazać Wam gotowy przepis na ciepłą i pachnącą empatię wobec siebie. Niczym świąteczny makowiec. Jeden przykład, szczypta teorii i garść praktyki. Zmieniłam zdanie.
Postanowiłam napisać tekst osobisty, niezbyt długi – na dwa łyki kawy, w którym podzielę się z Wami moimi doświadczeniami w dawaniu sobie empatii. Nie osiągnęłam poziomu mistrzostwa. Potrafię zatracić się w pracy, w obowiązkach domowych i rodzinnych. Nie zawsze mówię „nie”, choć wiem, że powinnam. Czasami w imię „wyższych” racji pozwalam, aby bliskie mi osoby nadwyrężały moje granice. Mogłabym wymieniać inne słabości, ale myślę, że ich świadomość i zgoda na nie jest pierwszym punktem w dawaniu sobie empatii. Ponieważ…
Po pierwsze nie muszę być doskonała. Mam prawo do popełniania błędów. Akceptuję siebie taką, jaką jestem. To podejście skutkuje również tym, że wzrasta mój poziom tolerancji dla otoczenia. Mam więcej zrozumienia, cierpliwości i wewnętrznego luzu.
Po drugie nie mówię o sobie źle i nie traktuję się epitetami z konotacją negatywną. Staram się za to wyciągać wnioski na przyszłość. Dzięki temu również moje informacje zwrotne są konstruktywne i pozbawione krzywdzących ocen.
Po trzecie ćwiczę nazywanie uczuć i staram się spełniać moje potrzeby. Nie oznacza to dochodzenia „po trupach” do celu, ale określenie tego co dla mnie ważne i znalezienie konsensusu w relacjach z otoczeniem.
Po czwarte staram się dokonywać świadomych wyborów i brać za nie odpowiedzialność. Zamieniać wewnętrzne „muszę” na wewnętrzne „chcę”. W ten sposób nie obarczam nikogo poczuciem winy z powodu mojego poświęcenia.
Po piąte pilnuję, aby funkcjonować w równowadze między dawaniem empatii, a jej przyjmowaniem. Trzymam się myśli pewnego proroka i króla, który dawno, dawno temu, bo ok. 900 roku p.n.e ponoć powiedział:
Z pustego i Salomon nie naleje.
Nie mogę dać komuś, jeśli sama nie mam. Jeśli chcę dawać, muszę też brać.
Piszę ten tekst na sześć dni przed Wigilią. Święta, idealne Święta… Pachnące własnoręcznie przygotowanymi potrawami, spędzone w gronie bliższej i dalszej rodziny w lśniących czystością domach. Odprasowanych, towarzyskich, opiekuńczych i uśmiechniętych. Czy jednak w tym szczególnym czasie jesteśmy w zgodzie z naszymi potrzebami i uczuciami? Czy może zatracamy się w przekonaniach i powinnościach?
Szczególnie teraz chciałabym życzyć wszystkim empatii dla siebie. Byście mieli świadomość tego, co dla Was naprawdę ważne i aby za świadomością dziarsko kroczyła odwaga dokonywania wyboru. By MUSZĘ mogło zamienić się na CHCĘ. Byście pod choinką położyli mnóstwo empatycznych serduszek dla Waszych bliskich, a jedno zostawili dla siebie. I byście pielęgnowali je każdego dnia.
Wesołych Świąt!
*Tekst ukazał się na stronie Szkoły Trenerów Komunikacji opartej na Empatii.