Mamo, nie trać nadziei.

Strona główna » Mamo, nie trać nadziei.
depresja poporodowa, problemy z laktacją, drugie dziecko, połóg, emocje w połogu, urodziłam drugie dziecko i jest beznadziejnie, wypalona mama, nie ogarniam moich dzieci.

Opowiem Wam dziś historię o pewnej znajomej Mamie, która chciała by wszystko było dobrze, a wychodziło źle. Mamie, która miała chęć się poddać.

Wyobraź sobie kobietę, która siedzi na kanapie. Nie, nie opiera się w pełnej relaksu pozie, ale siedzi przygarbiona, trzymając na kolanach niemowlę. Ta kobieta karmi piersią. Nie jest jej dane, by mogła obdarować pokarmem pół wioski, dlatego karmienie trwa bardzo długo. Wokół słyszy dobre rady, by była cierpliwa, że nie ma możliwości, by kobieta nie miała pokarmu. Nasza bohaterka przekłada zatem niemowlę z jednej piersi do drugiej. Sutki ma poszarpane i obtarte do krwi. Każde przyssanie się malucha sprawia, że kuli się z bólu. Nosi jednak w sobie przekonanie, że powinna karmić piersią, że naturalny pokarm jest najlepszy dla dziecka.

Kobieta jest w połogu. Z tego powodu poci się jak mało kto. Czuje swój zapach, który daleki jest od eleganckich perfum. Jednak nie do końca potrafi sobie wyobrazić, kiedy w tym dniu będzie mogła się wykąpać. Czy bliżej godziny 12, czy może 17? Karmienie trwa.

Kobieta nie jest sama w domu. W międzyczasie pojawia się jej starsze dziecko, któremu trudno jest się przyzwyczaić do tego, że mama nie może się z nim pobawić. Zaczyna więc lekko postękiwać, potem głośniej marudzić, wreszcie rzewnie zawodzić. Kobieta rozumie rozżalenie starszego dziecka, ale jest tak bardzo zmęczona, że puszczają jej nerwy. Też zaczyna płakać. Ma dość. Płacze wraz ze starszym dzieckiem, dołącza do nich młodsze. Sfrustrowane, bo nienajedzone.

Do domu wraca z zakupami mąż kobiety. To bardzo kochający i troskliwy człowiek. Sprząta, gotuje, ogarnia codzienność. Nie jest przykładem patriarchalnego mężczyzny. Odwrotnie. Dziś akurat jest weekend, więc nie spędza ponad ośmiu godzin w pracy. Gdy wchodzi do domu widzi zapłakaną żonę i dwoje swoich dzieci. Nie rozumie co się dzieje. Przecież wszyscy są zdrowi. Dajemy radę.

A jednak nie dajemy.

W ustach kobiety pojawiają się słowa:
“Zwariuję”, “Już nie mogę”, “Nie dam rady”, “To wszystko mnie przerasta”, “Wszystko mnie boli”, “Jestem do niczego”, “Nie wiem co zrobić, by mieć pokarm”, “Jak wytłumaczyć, że nie mogę się bawić?”. 
Mężczyzna szuka rozwiązań. Zachęca kobietę, by przestała karmić. W przyszłości okaże się, że rada była słuszna, ale w tym momencie kobieta nie jest gotowa jej przyjąć. Tak bardzo chce być dobrą mamą, która daje swojemu dziecku to, co najlepsze. Jej tu i teraz przepełnione jest wielką miłością, ale miłość jest ciężka, ponieważ wisi na niej strach i poczucie winy.

Co będzie jeśli przestanę karmić? Czy moje dziecko będzie chorować? Co się stanie jeśli nie dostanie wystarczająco dużo mojego mleka? Czy to się na nim odbije? Jak się czuje moje starsze dziecko? Czy już ma syndrom odrzucenia? A jeśli się okaże, że starsze dziecko poczuje się niekochane? Co ze mnie za matka, że nie potrafię się ogarnąć? Dlaczego jestem wiecznie zmęczona i powolna? – tona myśli w głowie, które pędzą we wszystkie strony. Dodatkowo pojawiają się wrzutki międzypokoleniowe. Zasłyszane, przekazane, wiszące w rodzinnych i sąsiedzkich przestrzeniach – “Kiedyś kobiety jeszcze w kolejkach stały, pralek nie było i pieluch jednorazowych.” “Kiedyś mężczyźni tak nie pomagali, “Masz szczęście do męża”.

Kobiety wokół pamiętają bowiem, że było trudno, ale uciekają od współodczuwania, by nie czuć się jak kiedyś. Łatwiej jest być heroską, która mimo wszystko dała radę, niż mamą w kręgu rodzicielskiej porażki.
Czasem też, w otoczeniu, rodzi się oczekiwanie wynikające z bezradności, gdy nie wiadomo jak pomóc, więc udziela się “dobrych rad”, które zamiast pomóc wbijają w ziemię.
I jeszcze rewia mody na placu zabaw i płaskie brzuchy celebrytek i perfekcyjna pani domu w rozkwicie i domu wypucowanym.

Nasza bohaterka siedzi na kanapie i jest na emocjonalnym dnie. Ma ochotę położyć się i wyłączyć. Choć przez chwilę znaleźć się w stanie nieczucia, niedoświadczania, niebycia. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że się nakręca. Że mogłaby odpuścić. Tyle że nie jest łatwo odpuścić swoją matczyną wizję. Wizję troski, miłości opieki. Nie jest łatwo wybić się z przekonania, że porządek lub bałagan w domu nie świadczą o wartości człowieka. Trudno jest powiedzieć sobie, że można jeść pizzę, zamiast wartościowego posiłku. Jeszcze trudniej to powiedzieć, gdy się chce karmić, a po każdym niesprawdzonym produkcie karmiony maluch ma wzdęcia i kolki, co wiąże się z kilkugodzinnym płaczem i noszeniem dziecka na rękach. Bo jak mu nie pomóc.

Kobieta tonie przygnieciona przekonaniami i wizją swojego życia, która jej nie służy. Chce być wartościowa, pełna energii, ładna. Chce zasłużyć na akceptację. Najbardziej swoją własną. Postawiła jednak poprzeczkę, do której nie może doskoczyć, więc w końcu pada ze zmęczenia…

Ta historia ma swój happy end. Kobieta wyszła na prostą. Jej mąż zobaczył co się z nią dzieje. Prozaicznie zaproponował, że weźmie dzieci i pomógł jej pójść do łazienki. Prysznic na początek, a potem się zobaczy…

Spłukała z siebie emocje i łzy. Wylała żale i frustracje. Zobaczyła siebie w tu i teraz. Bez upiększania i bez oceniania. Później były przeczytane książki Elaine Mazlish i Adele Faber. Pierwsze wow “Uwolnienie rodzice, uwolnione dzieci”.  Następnie Porozumienie bez Przemocy Marshalla Rosenberga, zwolnienie się z pracy w korporacji, by być bliżej dzieci, pisanie dla nich książek, kolejne poziomy wtajemniczenia terapii IFS. Bycie blisko siebie i blisko najbliższych. Bez strachu, bez winy, bez wstydu. W miłości.

Pewnie już wiecie kim była płacząca kobieta na kanapie. To byłam ja.

Mogła to jednak być każda Mama. Każda kobieta, która tak bardzo kocha innych, że przestaje kochać siebie.

Zajęło mi trochę czasu, by być dla siebie czułą. By również dla siebie mieć akceptację i współczucie. By nie udowadniać swojej wartości poprzez bycie wszystko ogarniającą, po pachy urobioną, nic nieodpuszczającą Matką Polką. Wykonałam wielką pracę nad sobą. Rozwojową i terapeutyczną. Dziś noszę w sobie moc empatii Marshalla Rosenberga, świadomość moich mechanizmów i czułych punktów. Pozwalam sobie na moją wrażliwość. Gdy coś jest dla mnie trudne, nie zmuszam się z miejsca, by wziąć się w garść, ale sprawdzam co się dzieje w moim wnętrzu. Paradoksalnie dużo szybciej wychodzę na prostą.
Zdarza mi się myśleć, że gdybym dziś siedziała z niemowlęciem na kanapie i chciała je nakarmić, byłoby zupełnie inaczej. Bo jestem dziś inną osobą. Nie lepszą, ani wartościowszą. Bogatszą o trudności, które były moim udziałem.

Dzisiejszy tekst piszę z intencją nadziei dla wszystkich Mam, które dziś płaczą siedząc na kanapie.

W macierzyństwie nie tylko dzieci potrzebują opieki. Troski wymagają też Mamy.

Gdy Mama jest swym największym krytykiem, wymagającym satysfakcjonujących rezultatów kierownikiem, porównującym się do innych pracownikiem na etacie zarządzania swoim ciałem, emocjami, potrzebami dzieci, oczekiwaniami rodziny – nie może być dobrze. Macierzyństwo jest cudowne, gdy nie ma w nim winy, strachu i wstydu. Zamiast tego jest miłość, czułość, bliskość i współczujące, pełne empatii widzenie siebie i dzieci.

Ściskam mocno wszystkie Mamy i ich Partnerów, którzy będą gotowi zobaczyć w nich Człowieka:)
Danielku dziękuję:)
Małgosia
Droga Mamo:)
Jeśli potrzebujesz wsparcia, czujesz, że przygniata Cię zmęczenie, poczucie winy, a Twoje życie dalekie jest od tego, jakie sobie wyobrażałaś, daj znać.
Już 18.10.2021 ruszam z jesienną edycją Programu Mocy dla Mam – Rodzicielstwo lekkości. Szczegóły
By dawać innym, warto też nauczyć się dawać sobie. 

Zapisz się tutaj.

Pozdrowienia:)
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Zapisz się na newsletter

Zajrzyj też na:

Więcej

Wakacje w wersji Zen

Do czego są nam potrzebne wakacje? Do czego jest nam potrzebny urlop?  Dlaczego tak tęsknimy za czasem bez… – bez pracy, bez obowiązków, bez pośpiechu, bez dociskającej nas codziennej rutyny? Tęsknimy, ponieważ na co dzień

Za co kocham NVC?

Porozumienie bez Przemocy otworzyło mi oczy na samą siebie. Pamiętam, jak pierwszy raz dotarło do mnie, że mam potrzeby. Wtedy najbardziej niewysycona była u mnie potrzeba odpoczynku i snu, bo byłam mamą dwójki małych dzieci.

Wolność

Gdy doświadczam wolności, to znaczy, że mi WOLNO. Po prostu mi wolno. Mam prawo. To bardzo mocne słowa. Stanowcze, ugruntowujące. Trochę tak, jakbyśmy mieli coś, co nam przynależy i nie zamierzali tego oddać. “Wolność kocham