Scena I
Rodzina z dwójką dzieci. Chłopiec i dziewczynka w wieku przedszkolnym. Pracująca mama i pracujący tata. Weekend. Na dworze świeci słońce, więc rodzice cieszą się na spędzenie przedpołudnia na powietrzu. Śniadanie. Mimo nocnych wędrówek dzieci i niedospania mamy i taty, rodzice stają na wysokości zadania. Dzieci wybierają miseczki, z których będą jadły, potrawy, na które mają ochotę. Mamie zależy, by do śniadania i chłopiec i dziewczynka już się ubrali, by zaraz po można było ruszyć na wycieczkę. Dzieci stawiają opór. Najpierw lekko pojękując, potem głośno oznajmiając swój sprzeciw. Nie ta koszulka, nie te skarpetki. Ogólna niechęć do ubrania się. Awantura. Rodzicom puszczają nerwy. Mama zamyka się w łazience. Miota się między łzami i rzucanymi przekleństwami. Tata dusi emocje w sobie. Wypłyną w innym, najmniej spodziewanym momencie. Błogi poranek z perspektywą relaksacyjnego weekendu gdzieś się ulotnił. Właściwie nie wiadomo do końca co się stało. Skąd tyle emocji, tyle wyczerpania, tyle zniechęcenia, tyle myśli o tym, by spakować się i gdzieś uciec. Tylko po to, by pobyć gdzieś samemu. Zaraz potem pojawiają się wyrzuty sumienia, ocenianie siebie z poziomu “czy na pewno jestem fajnym rodzicem”.
Scena II
Rodzina z dwójką dzieci. Dwóch chłopców w wieku szkolnym. Weekend. Bracia już od rana planują swoją zabawę. Czekali na nią przez cały tydzień. Słońce świeci, więc rodzice planują wspólny spacer z chłopcami. Bardzo zależy im, by dzieci spędziły nieco czasu poza domem, zażyły nieco słońca. W czasie spaceru mam i tata spotykają znajomych. Rodzina zatrzymuje się więc w kawiarni. Chłopcy przebierają nogami. Chcieliby wrócić do domu. Czas na zaplanowaną zabawę boleśnie im się skraca. Są niezadowoleni i dają temu wyraz, ale rodzice nie zwracają na nich uwagi. Stroją sobie żarty z ich frustracji, a następnie grożą karą za brak współpracy. Ostatecznie wracają do domu, ale chłopcy nie odzywają się, a w oczach błyszczą im tłumione łzy bezsilności.
Co łączy te obie sceny? Branie i niebranie siebie i drugiego człowieka pod uwagę.
Obie sceny są pewną skrajnością. W pierwszej wszystko kręci się wokół dzieci, a rodziców nie ma. W drugiej wszystko kręci się wokół rodziców, a nie ma dzieci. W jednej i drugiej scenie brakuje równowagi. Skąd to się bierze?
O wewnętrznym dziecku i wpływie naszego dzieciństwa na dorosłe życie, pisałam Wam już niejednokrotnie. Dziś chciałabym byście przyjrzeli się swoim małym Kasiom, Madziom, Agatkom, Tomkom, Krzysiom, Łukaszom z poziomu bycia branym pod uwagę. Co mam na myśli?
Czy wolno Wam było być nieśmiałymi lub może bardzo towarzyskimi?
Czy wolno Wam było odmówić jedzenia potraw, które Wam nie smakowały?
Czy wolno Wam było rozwijać własne pasje, nawet jeśli nie były zgodne z pasjami Waszych rodziców?
Czy wolno Wam było wyrażać swoje uczucia – zarówno te pełne radości, jak i te pełne smutku i gniewu?
Czy traktowano Wasze słowa i doświadczenia poważnie, czy może bagatelizowano je zakładając, że jako dzieci nie wiecie czego chcecie i co jest dla Was dobre?
Czy uwzględniano Was w rodzinnych planach, pytano czy też macie własne plany, czy może oczekiwano, że dopasujecie się w pełni do planów rodziców?
Czy mieliście prawo do swojego dzieciństwa, czy może wymagano, byście wspierali rodziców w ich zawodowych pracach?
Czy byliście równo respektowani pośród rodzeństwa, czy może oczekiwano, że będziecie tymi “mądrzejszymi” z racji starszeństwa, bycia młodszym, średnim, dziewczynką lub chłopcem?
Czy rozmawiano z Wami o tym jak się czujecie w różnych trudnych dla Was sytuacjach, czy raczej mówiono Wam, że nic się nie stało, życie jest trudne i trzeba sobie radzić?
Czy w sytuacjach konfrontacji z inną osobą dorosłą, która przekraczała Wasze granice byliście widziani, czy może spodziewano się, że nie będziecie robić problemu, bo trudno byłoby Waszym rodzicom zwrócić uwagę innej osobie dorosłej?
Mogłabym mnożyć takie pytania. Jestem też przekonana, że moglibyście stworzyć swoją własną listę. Pytania te sprawdzają, czy mogliście wykształcić w sobie poczucie, że jesteście ważni. Że ważne jest to kim jesteście, co czujecie, co wnosicie do świata. A ważny oznacza wartościowy.
Jak przekłada się to na rodzicielstwo?
Gdy przyjrzymy się pierwszej scenie, możemy zobaczyć dorosłe osoby, które tak bardzo kochają swoje dzieci, tak bardzo chcą dać im wszystko, co tylko można, że sami przestają się liczyć. W takich rodzinach to dzieci są kapitanami domowych okrętów, to one podejmują wszystkie decyzje, to wokół nich kręci się cale życie. Z jednej strony wspaniale! Dzieci są widziane. Jednak niewidzialny jest rodzic, co ostatecznie skutkuje jego wyczerpaniem, frustracją i bezsilnością. Również dla dzieci jest to męczące, ponieważ obciążone są rolą, która je przerasta.
Ułożenie w taki sposób rodzinnych ról odbywa się wtedy, gdy rodzic chce własnym dzieciom dać wszystko to, czego sam nie dostał. Gdy w jakimś sensie przenosi na dzieci wszystko to, czego potrzebuje jego wewnętrzne dziecko. Dorosły uruchamia system prewencji, by przypadkiem jego / jej dzieci nie poczuły się tak, jak on / ona w dzieciństwie. Dzieje się to jednak nieświadomie i ostatecznie kończy tym, że rodzic powiela swój własny schemat – nadal jest niewidzialny.
Druga scena z kolei pokazuje, że wewnętrzne dzieci rodziców są bardzo obecne w ich dorosłym życiu. W końcu nadszedł czas, że to oni decydują. Gdy nikt nie będzie im mówił, co mają robić. Gdy wszyscy wokół muszą dopasować się do nich, a oni sami nie muszą już słuchać nikogo. Wewnętrzne dzieci rodziców są bardzo zadowolone. W końcu ktoś bierze je pod uwagę. W tym samym czasie prawdziwe dzieci nieświadomych dorosłych budują w sobie przeświadczenie, że są nieważni.
Jak wyjść z tej matni? Jak znaleźć balans w relacjach dorosłych i dzieci?
Po pierwsze – bycie świadomym. Od tego się zaczyna. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że gdziekolwiek się nie ruszamy, nasze dziecięce części idą razem z nami. Wędrują przez życie zarówno w tym, co w naszym dzieciństwie było cudowne, jak i tym, co było wspaniałe. Jeśli byliśmy niewidzialni lub mało widziani, w dorosłym życiu będziemy próbowali sobie to zrekompensować. Pójdziemy albo w stronę przenoszenia wewnętrznego dziecka na na nasze prawdziwe dzieci albo rywalizacji naszego wewnętrznego dziecka z naszymi prawdziwymi dziećmi. Uświadomienie sobie, że realizujemy potrzeby małej Małgosi, małego Tomka, małego Łukasza, czy małej Madzi to pierwszy krok, by się zatrzymać i oddzielić to, co dzieje się w naszym wnętrzu i w naszej rodzinie tu i teraz.
Po drugie – poważne traktowanie. Dotyczy to zarówno nas samych – czy traktujemy siebie poważnie i czy traktujemy poważnie nasze dzieci. Bagatelizowanie uczuć, umniejszanie indywidualnemu sposobami doświadczania sprawia jedynie, że czujemy się jeszcze bardziej niewidoczni, nieważni, niewystarczający.
Po trzecie – praca nad sobą. Niestety. Samo się nie zmieni, nie wydarzy. Praca nad sobą wymaga odwagi, cierpliwości i przede wszystkim zaangażowania czasu i energii. Zdarza się dlatego, że gdy jesteśmy bardzo zmęczeni, na samą myśl o pracy nad sobą, doświadczamy wewnętrznego paraliżu. Praca kojarzy nam się przecież z wysiłkiem.
Jednak w tym momencie potrzebny jest, po czwarte – optymizm, nadzieja i zaufanie. Ta praca się opłaca. Ta praca sprawia, że ostatecznie w naszym życiu robi się lżej (choć przez moment może być trudniej;)) Praca nad sobą sprawia, że poprawiają się nasze relacje. W tym przypadku relacje z dziećmi. Nie ma zmęczenia, zniechęcenia i rywalizacji. Jest współpraca i współdzielenie poczucia, że jesteśmy ważni. Niezależnie od tego, ile mamy lat
Ściskam mocno!
Małgosia
Jeśli potrzebujesz dodatkowego wsparcia w pracy nad sobą zapraszam Cię na:
- Kurs pracy własnej, w oparciu o moje nagrania, na temat Twojego dzieciństwa i jego wpływu na Twoje życie. Ćwiczenia, autorefleksja, zaopiekowanie tego, co zranione i wzmacnianie tego, co już dość silne. Przed nami jeszcze 8 spotkań online na żywo:) Pozostałe spotkania możesz wysłuchać i zawsze zadać pytanie w grupie na Facebooku lub po prostu korzystać z nagrań na mojej stronie internetowej. Zapraszam. Warto:) 24 lekcje czułości dla wewnętrznego dziecka
- Kurs komunikacji empatycznej, stacjonarnie, we Wrocławiu, by nauczyć się jak być blisko siebie i drugiego człowieka. Z 12 miejsc zostało 9. Zapisy: Bliżej siebie, bliżej Ciebie, bliżej szczęścia
*Obecnie brak wolnych miejsc na terapię IFS. Możesz zapisać się na listę osób oczekujących: [email protected]