Radio gra. „Jest taki dzień…”, „Christmas time…”, „Feliz navidad…”. Choinki i kolorowe, świąteczne dekoracje wokół. Może trochę komercyjnie, ale czuje się, że Święta nadchodzą. Miłe Święta. Rodzinne, ciepłe, serdeczne. Z założenia i w życzeniach spokojne.
W tym wszystkim ja – świąteczny wariat. W głowie „MUSIZM”.
MUSI być posprzątane w każdym, najbardziej zapomnianym zakamarku. MUSI być ugotowane i upieczone w ilości dużej i w smaku zacnym. MUSZĄ być zakupione przysmaki wszelkiego rodzaju. MUSZĄ być zrobione własnoręczne ozdoby choinkowe, a dom MUSI być udekorowany. Wszyscy MUSZĄ być zadowoleni.
Przypuszczam, że wielu Czytelników albo ma świątecznego wariata w sobie, albo w rodzinie. Jeżeli ktoś z Was ma wątpliwości, czym się charakteryzuje, podaję znaki szczególne:
- – rozbiegane spojrzenie,
- – niespokojny oddech,
- – nadmierna ruchliwość / głośny słowotok,
- – często powtarzane słowa „nie zdążę”, „nie wyrobię się”, „MUSZĘ wszystko zaplanować”.
Świąteczny wariat naprawdę kocha Święta.
Uwielbia przygotowania. Cieszy się na przybycie gości, na wspólnie spędzony czas, ale sen z powiek spędza mu, że Święta mogą nie być idealne – bo makowiec nie urośnie, pierniczki będą zbyt twarde, grzybowej będzie za mało, a na oknach, chociaż umyte, w słońcu pokażą się smugi.
Niełatwo jest przebywać, a tym bardziej żyć ze świątecznym szaleńcem. Jak sobie z nim radzić?
Sposobów jest kilka.
Pierwszy, to wesprzeć go trochę, po swojemu, w jego świątecznej misji, stosując jednocześnie zasadę „aktywnego niesłuchania” (tu ukłon w stronę mego męża, który „aktywne niesłuchanie” zdefiniował i w praktyce opanował do perfekcji). Niestety wspieranie może się odbić rykoszetem, ponieważ świąteczny wariat wyczuje działania na pół gwizdka i bez szczególnego zaangażowania. Dodatkowo może posądzić o brak empatii i zrozumienia. Sposób ten wymaga więc pewnej delikatności, wyczucia i uwagi.
Drugi – radykalny to – uciec. W pracę, w zakupy, w cokolwiek. Działanie to jednak może zranić boleśnie świątecznego szaleńca. Bo on tu sam, na placu boju, z pełną werwą, chce, żeby było ładnie, a wszyscy mają w nosie i ręce opadają. Dramat jednym słowem.
Jest też trzeci sposób. Należy dać mu odczuć, że jest niezastąpionym dyrygentem wielkiej, świątecznej orkiestry. Zgłosić się do niego już na trzy tygodnie przed Wigilią w celu zaplanowania i ustalenia zadań i przydzielenia ich poszczególnym osobom. Dopytywać, czy jeszcze coś jest do zrobienia i zawsze spodziewać się, że tak.
Czwarty – zamknąć szaleńca lub gdzieś wywieźć i zrobić wszystko po swojemu. Czy zadziała? Niekoniecznie. Wariat doceni wysiłki, ale będzie zawiedziony, że nie mógł uczestniczyć w przygotowaniach, które przecież uwielbia.
Piąty sposób to ominąć święta. Dla wariata nie do przejścia. Odpada. Tym bardziej, że czytał książkę „Ominąć święta” Johna Grishama, zaśmiewał się do łez, ale ostatecznie i tak wyszło na jego.
Oczywiście nie ma złotego środka:)
Może więc spróbujmy sprawić, by wariat nie czuł się jak wariat. Przytulmy. Zróbmy herbatę. Wysłuchajmy. Zapytajmy: „W czym mogę Ci pomóc?”. Szaleniec będzie przeszczęśliwy. Poczuje się doceniony, zrozumiany, nabierze nowej energii, ale może też trochę odpuści. Wszyscy odetchną z ulgą… Do następnego roku.
Życzę wszystkim spokojnych, „bezmusowych” Świąt. Dystansu do siebie i wyrozumiałości w stosunku do bliskich. Szczerego śmiechu i uśmiechu. Pozytywnych emocji i przyjaznych uczuć. No i zdrowia – także psychicznego;)
*Tekst ukazał się na stronie portalu dziecisawazne.pl