W czasie jednego z moich spotkań autorskich prowadziłam z dziećmi szkolnymi ożywioną rozmowę na temat wyobraźni. Zachęcałam je do pisania własnych książek przekonując, że żaden dorosły nie może się pod względem fantazji równać z dziećmi.
Kilkoro młodych uczestników spotkania z dumą pochwaliło się swoimi literackimi osiągnięciami. Nagle do odpowiedzi, podnosząc rękę do góry, zgłosiła się dziewczynka:
– Proszę pani, ale przecież dzieci nie mogą być sławne. Mówi się, że dzieci i ryby głosu nie mają.
Na sali zaległa cisza. Uczniowie wpatrywali się we mnie licząc na jakąś reakcję. Przez moją głowę przetaczał się tabun myśli. Co tu powiedzieć, aby zabrzmieć przekonująco, rozsądnie i przede wszystkim nie zwymyślać dorosłego, który nakładł dziecku do głowy takich sformułowań?
Wybrnęłam nie do końca udolnie, mówiąc, że istotnie, zdarzają się niekiedy sytuacje, gdy prosi się dzieci o ciszę, ale w zasadzie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. „Dzieci warto słuchać, bo mówią rzeczy mądre i ważne” – dopowiedziałam, po czym przeszłam do literackich zajęć.
Spotkanie wspaniale się udało. Drugoklasiści z wielkim zaangażowaniem brali udział w zabawie, ale do domu wróciłam przygnębiona. Mała dziewczynka nie dawała mi spokoju. Zastanawiałam się ile jest takich domów, w których prawa dzieci są marginalizowane, w których dzieci nie mają możliwości okazania swych uczuć, wyrażenia swojego zdania. Domów, w których dzieci mają być ciche i posłuszne. Jednocześnie, jak taka postawa ma się do oczekiwania aktywności, pewności siebie, przedsiębiorczości, kreatywności, umiejętności walki o swoje w dzisiejszych czasach? Jak ktoś, kto nie ma prawa głosu może się w tym odnaleźć?
Przypomniał mi się mój dom. Emocjonalne dyskusje na najbardziej abstrakcyjne tematy, sprzeczki i wyjaśnianie nieporozumień. Ogromna satysfakcja, gdy udało mi się argumentami zapędzić rodziców w kozi róg. Poczucie, że to co mówię jest dla nich ważne, chociaż nie muszą się ze mną zgadzać.
Być może rygor i dyscyplina ułatwia dorosłym życie i wymaga mniej wysiłku. Być może stwierdzenie „Nie dyskutuj” pochłania mniej czasu, niż zmierzenie się z punktem widzenia dziecka. Pomyślmy jednak, jak sami czujemy się, gdy ktoś odmawia nam prawa do wypowiedzi. Czy wpływa to korzystnie na budowanie dobrych relacji i zacieśnianie więzi?
Moje dzieci mają 6 i 3 latka. Są małe, ale mają już wiele do powiedzenia. Opowiadają, dyskutują, wyrażają i okazują swoje różne emocje. Czasami marzę, aby przez chwilę były cicho, ale myślę, że ja sama bardzo wiele na tym bym straciła. Przede wszystkim nie miałabym, o czym pisać moich książek, bo nic nie działa tak twórczo i nie jest tak fascynujące, jak obserwacja i udział w życiu drugiego człowieka – nawet jeśli ma on zaledwie kilka lat.
Tekst ukazał się na stronie dzielnicarodzica.pl